piątek, 7 lutego 2014

38)Imagin z Louis'em.

-Cholera-powiedziałam.
-Błagam nie teraz-mówiłam próbując odpalić auto.
-Kurwa-zaklnęłam uderzając dłońmi o kierownicę.
Nie miałam nawet jak wezwać pomocy drogowej, ponieważ nie wzięłam ze sobą komórki. Do tego na pomoc innych kierowców nie miałam co liczyć, ponieważ to były moje skróty do sklepu.. Nikt nimi właściwie nie jeździł. Wyszłam z auta i ruszyłam jezdnią.  Było cholernie zimno. Jazda do sklepu bez kurtki w zimę to był zły pomysł. Opatuliłam się ramionami i twardo szłam przed siebie. Maszerowałam już dobre 20 minut, gdy nagle koło mnie zatrzymał się samochód.
-Tylko nie to-pomyślałam.
Louis
Jechałem do sklepu. Po ostatnie świąteczne zakupy. Postanowiłem jechać skrótem, który znam od małego. Jechało się nim znacznie krócej niż normalną drogą.  Dudniłem palcami na kierownicy tylko mi znany rytm i skupiłem się na drodze. Zauważyłem jakieś auto, które stało na uboczu. Nikogo w nim nie było. Było znajome, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć do kogo należy. Wzruszyłem tylko ramionami. Kilka minut potem zauważyłem dziewczynę idącą uboczem. Była ubrana tylko w swetr i mocno przytulała się ramionami. Szybko się koło niej zatrzymałem.
-Potrzebujesz podwózki?-zapytałem. Spojrzała na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.
-Nie-powiedziała i szła dalej.
-Nie wygłupiaj się Gabrielle, jest cholernie zimno a Ty jesteś bez kurtki-powiedziałem.
-Nagle chcesz mi pomóc, Tomlinson?! Najpierw zachowujesz się jak skurwiel, a teraz jak wielki przyjaciel?!-krzyknęła dziewczyna patrząc na mnie.
-Wystawiłeś mnie, a teraz nagle chcesz mi pomóc?-warknęła.
-Wsiadaj-powiedziałem szorstko.
-Wal się, Tomlinson-powiedziała brunetka.
Zatrzymałem auto i wyszedłem z niego. Przerzuciłem dziewczynę przez ramię.
-Postaw mnie!-krzyczała waląc mnie pięściami w moje plecy.
 Wrzuciłem ją do auta zamykając drzwi od jej strony.
Wszedłem do auta i odjechałem.
Gabrielle patrzyła przez szybę nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
-Zimno Ci?-zapytałem widząc, że dziewczyna się trzęsie. Nie czekając na odpowiedź zdjąłem swoją kurtkę i położyłem na ramiona dziewczyny.
-Dziękuję-szepnęła nieśmiało patrząc na swoje buty.
-Czy.. umm.. Pożyczyłbyś mi komórkę?-zapytała speszona.
-Jasne-powiedziałem i podałem jej swoją komórkę.
Dziewczyna cicho podziękowała i spojrzała na wyświetlacz.
-O Boże-szepnęła przerażona.
Po chwili wystukała numer.
-Mamo.. Tak mi przykro. Nie zdążę na samolot. Nie przylecę do was na święta-powiedziała dziewczyna.
-Poradzę sobie-powiedziała po chwili ciszy.
-Trudno. Jedynie święta spędzę sama. Najważniejsze jest to, że jesteście wszyscy razem. Przylecę najszybciej jak się da-powiedziała smutno.
-Ucałuj i przeproś wszystkich ode mnie. Naprawdę przepraszam-szepnęła.
-Ja Ciebie też. Cześć..-powiedziała i się rozłączyła.
-Dziękuję-powiedziała oddając mi komórkę.
Jadąc w stronę miasta próbowałem zagadać dziewczynę jednak ona zbywała mnie krótkimi odpowiedziami.
-Dziękuję za pomoc-powiedziała dziewczyna i gdy chciała wyjść z auta mocno złapałem jej nadgarstek.
-No chyba nie myślisz, że puszczę Cię samą do domu-powiedziałem.
-Jedziesz ze mną-dodałem.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale-wciąłem się.
-Jedziesz do mnie-powiedziałem.
Szybko wskoczyłem do sklepu kupując potrzebne rzeczy i wróciłem do auta.
-Zadzwoniłem do mojego wuja, zajmie się Twoim autem. Po sylwestrze będzie jak nowe-powiedziałem.
Jęknęła zrezygnowana na te słowa.
-Jestem w dupie-szepnęła.
-Ja muszę się dostać na lotnisko-powiedziała.
-Wątpię czy w taką pogodę jakikolwiek samolot odleci-powiedziałem.
-Za jakąś godzinę przejdzie tu niezła burza śnieżna-mruknąłem.
Dziewczyna posmutniała i opierając się o okno podziwiała widok za nim.
-Heej. Głowa do góry-powiedziałem i trąciłem ją swoim ramieniem w jej.
Nie zareagowała.
-No rozchmurz się-mruknąłem.
Dziewczyna przez całą drogę siedziała cicho patrząc przez szybę.
-Dojechaliśmy-powiedziałem.
-Odwieź mnie do domu, proszę-powiedziała.
-Nie-powiedziałem i wysiadłem z auta. Otworzyłem jej drzwi i poczekałem aż wysiądzie.
-Dlaczego?-zapytała.
-Ponieważ-odpowiedziałem.
-Ponieważ co?
-Ponieważ tak-powiedziałem.
Zamknąłem garaż i pokierowaliśmy się schodami na górę do domu.
-Ładnie tu-powiedziała dziewczyna rozglądając się.
-Dzięki. Jesteś głodna?-zapytałem.
-Nie, dziękuję-odpowiedziała.
-Czuj się jak u siebie-mruknąłem zanosząc zakupy z kuchni.
Dziewczyna poszła za mną i usiadła na wysokim krześle koło wysepki.
-Więc.. co robimy?-zapytała.
-A co byś chciała robić?-zapytałem uśmiechając się znacząco.
-Chciałabym iść spać-powiedziała przeciągając się na krześle.
-Spać?-zapytałem.
-Yup-odpowiedziała.
Jęknąłem zrezygnowany.
-No dobra-powiedziałem i ruszyłem na schody.
-No chodź-mruknąłem do Gabrielle.
Dziewczyna poszła za mną do mojej sypialni. Dałem jej swoje dresy i koszulkę. Wyszedłem z pokoju i i pokierowałem się do gościnnego na przeciwko mojej sypialni.
-A więc to jest Twój pokój, łazienka jest w środku. Gdybyś czegoś potrzebowała to jestem na dole, ewentualnie u siebie-powiedziałem.
-Dziękuję-powiedziała i posłała mi piękny uśmiech.
Gabrielle
Zamknęłam drzwi od pokoju i ruszyłam do łazienki. Oo tak, tego było mi potrzeba. Odprężającej kąpieli. Szybko zdjęłam z siebie ubrania i bieliznę i weszłam pod prysznic. Puściłam wodę i podśpiewując pod nosem zaczęłam myć swoje ciało oraz włosy. Po jakiś 20 minutach wytarłam swoje ciało oraz ubrałam się w ciuchy, które dał mi Lou. Wyszłam z toalety i spojrzałam na wielkie okno, które było na przeciwko drzwi od łazienki. Silny wiatr z łatwością rozwiewał płatki śniegu leżące na ziemi lub spadające z nieba. Wzdrygnęłam. Louis miał racje, idzie burza.
-Tylko spokojnie nic Ci nie grozi-powiedziałam do siebie.
Położyłam się na łóżku i usilnie próbowałam zasnąć. W końcu usnęłam. W nocy obudziłam się ponieważ słyszałam jak śnieg uderzał z dużą siłą w okno. Strasznie bałam się burz śnieżnych, ponieważ przez burzę śnieżną zginęli moi znajomi.. lawina zsypała ich gdy wracali z imprezy.. nie mieli szans na przeżycie. Czując łzy, które piekły moje oczy zaczęłam nucić piosenkę. Pociągnęłam cichutko nosem i śpiewałam dalej. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się. Louis wychylił głowę.
-Wszystko w porządku?-zapytał.
-T-tak-powiedziałam i szybko wytarłam mokre policzki.
-Boisz się?-zapytał.
-Nie-powiedziałam szybko.
-No może tak troszkę-dodałam.
-Zostać z Tobą?-zapytał patrząc na mnie z czułością.
Nieśmiało pokiwałam głową na tak.
Chłopak wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Położył się obok tak, że leżałam do niego plecami. Poczułam dotyk na moim brzuchu. Po chwili brunet przyciągnął mnie do siebie przytulając. Poczułam przyjemne ukucie w brzuchu. O cholera. Naprawdę czułam się dobrze w jego objęciach. Bezpiecznie.
Mały uśmiech wkradł się na moje usta, gdy brunet pocałował mnie w szyje.
-Louis-skarciłam go.
-Nie powinniśmy..
-Pieprzyć to-powiedział brunet i obrócił mnie tak, że leżałam na plecach. Jego twarz dzieliły od mojej dosłownie centymetry.
Cholera, on naprawdę wyglądał uroczo w potarganych włosach i z zaspanymi oczami.
-Zatrzymaj mnie jeśli..-nie dokończył brunet ponieważ zachłannie wpiłam się w jego usta.
Chłopak obrócił nas tak, że teraz ja leżałam na nim. Wplotłam ręce w jego włosy delikatnie ciągnąc za ich końcówki. Chłopak jęknął w moje usta na co się leciutko zaśmiałam. Lou przejechał językiem  po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp. Rozchyliłam wargi i już po chwili nasze języki walczyły o dominacje. Cholera. Trzeba przyznać, że swoim językiem potrafił mnie doprowadzić do szaleństwa. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Chłopak posłał mi słodki uśmiech, który odwzajemniłam i przytulił mnie do siebie. Odwróciłam się do niego twarzą.
-Dobranoc-powiedziałam.
Louis czule mnie pocałował.
-Dobranoc-powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Przytulił mnie do siebie. Przymknęłam oczy i nim się obejrzałam zasnęłam. Gdy rano się obudziłam kolo mnie nie było Louis'a. Zerwałam się na równe nogi i zeszłam na dół.
-Lou-szukałam go po wszystkich pokojach.
Nigdzie go nie było. Zrezygnowana usiadłam na kanapie i włączyłam tv. Znudzona przełączałam kanały aż natrafiłam na wiadomości. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy i sięgnęłam szklankę.
-Lawina we wschodniej części gór zasypała drogę i domy. Zdążyliśmy ewakuować ludzi zamieszkujących domy. Niestety prawdopodobnie lawina zasypała chłopaka, który ratował osoby z domów które stały na drodze lawiny. Chłopak to brunet, który miał na sobie czarną kurtkę oraz jasne trapery. Ludzie, którym pomógł mówią że miał na imię Louis.
Sok wypadł z mojej dłoni.
-Louis-krzyknęłam i pobiegłam do holu. Szybko ubrałam buty i wzięłam jakąś kurtkę Louis'a. Wybiegłam z domu i ruszyłam ulicą w dół. Po jakimś 1, 5 km biegu zaczęłam mieć zadyszkę ale pomimo tego nie zatrzymywałam się.
-Potrzebujesz podwózki?-usłyszałam.
Odwróciłam się na pięcie.
-Louis-krzyknęłam i biegiem rzuciłam się na niego.
Mocno go przytuliłam, a nogi obwiązałam wokół jego bioder.
-Nic Ci nie jest-powiedziałam i go pocałowałam.
-Nigdy więcej mi tego nie rób-powiedziałam czując łzy w oczach.
-Kochanie nie płacz. Nic mi nie jest, spójrz jestem cały i zdrowy-powiedział i mnie pocałował.
-Nawet nie wiesz jakiego stracha mi napędziłeś!-mruknęłam w jego szyję.
-Nigdy więcej tego nie rób-poprosiłam jeszcze raz.
-Dobrze-odpowiedział brunet.
-Obiecujesz?-zapytałam.
-Obiecuje-powiedział i znów mnie pocałował.
___________________________________________
Dzisiaj dodałam z Lou, a jutro po południu dodam 2 część z Liam'em.
Mam nadzieje, że wam się spodobał!
Przeczytałaś/łeś? Skomentuj! To strasznie motywuje! ;)
~Lea.

3 komentarze:

  1. Jeju *.* Cudowny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny ten Imagin <3<3<3

    ~~Nicia~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam że umarł...
    Imagin jest genialny
    ~Bananek~

    OdpowiedzUsuń